reklama

Ograniczyli mu kontakt z dziećmi, groził, że podpali pracownice PCPR-u!

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Karolina Wolska

Ograniczyli mu kontakt z dziećmi, groził, że podpali pracownice PCPR-u! - Zdjęcie główne

Mężczyzna został zatrzymany przez policjantów z Zduńskiej Woli | foto Karolina Wolska

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Na sygnale Do trzech lat pozbawienia wolności grozi mężczyźnie, który wygrażał się pracownicom Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Zduńskiej Woli.
reklama

Do zdarzenia doszło 10 stycznia. Mężczyzna wszczął awanturę w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie. Groził, że podpali pracownice, a także budynek.  Już usłyszał zarzuty. 

Wszedł do PCPR-u. Groził, że podpali budynek 

Sierżant sztabowy Katarzyna Biniaszczyk, oficer prasowa KPP w Zduńskiej Woli informuje, że do komendy wpłynęło zgłoszenie, że do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Zduńskiej Woli przyszedł 47-letni mężczyzna, który grozi pracownikom. 

Był pobudzony i nieprzyjemny wobec dwóch pracownic. Jego niezadowolenie dotyczyło tego, że został mu ograniczony kontakt z dziećmi. Dodatkowo mężczyzna nie pohamował przypływu agresji i zaczął grozić, że podpali kobiety, a także cały budynek - informuje policjantka. 

Jak się okazało, zduńskowolanin był już wcześniej notowany kryminalnie. Zebrany materiał dowodowy, pozwolił na przedstawienie zarzutów kierowania gróźb. Prokuratura Rejonowa w Zduńskiej Woli, zastosowała wobec niego dozór policyjny, a także zakaz kontaktowania się i zbliżania do pokrzywdzonych pracownic PCPR.

Jego zachowanie i wypowiadane słowa będą ocenione przez sąd, który zadecyduje teraz o dalszym losie mężczyzny. Nie ma społecznego i prawnego przyzwolenia na takie zachowanie, każdy dorosły człowiek jest odpowiedzialny za swoje słowa i czyny. Kierowanie gróźb to przestępstwo, za które grozi mu kara do 3 lat pozbawienia wolności - informuje sierż. sztab. Katarzyna Biniaszczyk.

Oblał kobiety benzyną i podpalił. Łódzki sąd nie miał wątpliwości: doszło do zbrodni ze szczególnym okrucieństwem

Do wielkiej tragedii doszło w grudniu 2014 roku w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Makowie. Wówczas nie skończyło się na słowach. Lech. G wtargnął na teren ośrodka i podpalił dwie pracownice. Jedna w wyniku rozległych obrażeń zginęła na miejscu, druga zmarła po trzech dniach w szpitalu.

Podczas śledztwa ustalono, że mężczyzna przyniósł ze sobą co najmniej trzy plastikowe pojemniki z benzyną, którą wylał na urzędniczki pracujące w jednym z pokoi i podpalił je. Dodatkowo zamknął drzwi i przytrzymywał je, żeby kobiety nie mogły uciec z pokoju.

 Lech G. doraźnie korzystał z pomocy makowskiego ośrodka, wnioskował jednak o umieszczenie go w domu pomocy społecznej. GOPS jednak wydał decyzję odmowną, którą utrzymał w mocy sąd administracyjny.

Śledczy oskarżyli mężczyznę o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem oraz spowodowanie pożaru, zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób. Łódzki sąd okręgowy nie miał wątpliwości, że doszło do zbrodni ze szczególnym okrucieństwem i skazał go na karę dożywotniego więzienia. Ponadto na okres 10 lat został pozbawiony praw publicznych. Sąd zarządził też od niego w sumie 500 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz rodzin ofiar.

reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu tulodz.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama