Mężczyzna był już sądownie karany
Mężczyzna był już sądownie karany. Przyznał się do postawionych zarzutów, ale tylko częściowo.
- To prawda, że podpaliłem śmietniki. Ale nie chciałem zrobić krzywdy śpiącemu na materacu. Do grożenia policjantom też się nie przyznaję
- powiedział Marcin O.
Do zarzutów przyznał się częściowo
Oskarżony oznajmił, że będzie odpowiadał na pytania sądu. Jego wersja zdarzeń, które miały miejsce w nocy z 22 na 23 czerwca 2023 roku, wyglądała tak, że tej nocy był pijany i coś strzeliło mu do głowy. Poszkodowana osoba to pan Sławomir, który od jakiegoś czasu kręcił się po osiedlu, na którym mieszkał Marcin O.
- Ten pan Sławek brudził, kradł, nagabywał ludzi o pieniądze. Chciałem dać mu jakąś nauczkę, chciałem, żeby gdzieś sobie poszedł. Ale nie chciałem zrobić mu krzywdy
- tłumaczył 34-latek.
"Krzyknąłem do niego kilka razy i on się obudził"
Marcin O. zobaczył, że wspomniany mężczyzna śpi na materacu w jednej z pergoli śmietnikowych. Postanowił podpalić jego posłanie.
- Wcześniej krzyknąłem do niego kilka razy i on się obudził. Jak zobaczył ogień, wstał i odszedł. Ja wyciągnąłem telefon i nagrałem moment podkładania ognia, i też potem odszedłem. Gdybym chciał temu człowiekowi zrobić krzywdę, oblałbym go czymś łatwopalnym, ale nie zrobiłem tego. To było coś w rodzaju głupiego żartu, nie wiem, jak inaczej to nazwać
- zeznawał oskarżony.
Podpalił kilka pergoli śmietnikowych
Tej samej nocy Marcin O. podpalił też kilka pergoli śmietnikowych. Wrócił do domu i położył się spać. Już następnego dnia pod jego drzwiami pojawili się policjanci.
- Byłem otępiały, zarówno przez wypity wcześniej alkohol, jak i leki, które biorę. Nie wiedziałem, kto stoi pod moimi drzwiami. Gdy ktoś ma mnie odwiedzić, najpierw umawiamy się przez telefon. Tym razem tak nie było, więc postanowiłem nie otwierać
- tak moment, w którym przyszli po niego funkcjonariusze, przedstawiał 34-latek.
Oskarżony bał się o swoje życie
Marcin O. twierdził, że bał się o swoje życie, dlatego, kiedy drzwi zaczęli wyłamywać wezwani przez policjantów strażacy, chwycił to, co miał pod ręką: toporek i gaz pieprzowy.
- Dopiero, gdy jeden z funkcjonariuszy pokazał mi odznakę, uwierzyłem, że to policja. Wtedy się poddałem.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.